Przekraczamy równik

Po 107 dniach od wjechania do Ushuai – czyli wysuniętego najdalej na południe miasta  na Świecie, przekroczyliśmy równik i znów woda w umywalce zaczęła kręcić się w odpowiednia stronę. Nasze dzieci z tej okazji zarządziły organizację balu kapitańskiego. W palmowych spódnicach i morskich ozdobach wykonanych własnoręcznie m.in. z muszli odtańczyliśmy kilka prawdziwie tropikalnych numerów na ekwadorskiej plaży.

Wjechanie w bliskie okolice równoleżnika 0 było dla nas wyjątkowo miłe, gdyż poza symbolicznym wymiarem tego momentu, dodatkowo zmienił się bardzo krajobraz Ekwadoru – suche, nisko porośnięte wyrzeże ustąpiło miejsca bujnym lasom, zarówno dzikim jak i plantacjom palm kokosowych. Zaczęło nam się coraz bardziej podobać. Choć argentyńska pampa, pustynie Chile czy surowy krajobraz Altiplano bardzo przypadły nam do gustu, to po kilku miesiącach w takim otoczeniu łaknęliśmy soczyście zielonych krajobrazów i właśnie Ekwador zaczął nam je serwować.

Niestety ciepły wilgotny klimat równikowy nie sprzyja możliwości dzikiego biwakowania – wszędzie tam, gdzie ludzi nie ma – ekspresowo rośnie dżungla, uniemożliwiając jakikolwiek wstęp bez maczety. Na dwa dni zatrzymaliśmy się przy cichym i spokojnym hostelu na wybrzeżu półwyspu Cojimies (Hostel Play Nuestra). Podczas długich rozmów z przesympatycznym właścicielem hostelu sporo dowiedzieliśmy się o Ekwadorze i życiu w nim, oraz najbliższej okolicy, której  mieszkańcy specjalizują się w hodowli kokosów

Podobno spóźniliśmy się 8 lat z odwiedzinami półwyspu – do niedawna nie było na nim normalnej drogi, a cały ruch odbywał się wyłącznie plażą.

Tą właśnie plażą następnego dnia poszliśmy do rybackiej miejscowości znajdującej się na samym jego końcu. O celu tej wyprawy opowiemy w innym poście.

Po dwóch wyjątkowych dniach spędzonych wśród palm kokosowych, zachęceni coraz większą obfitością zieleni postanowiliśmy pojechać jeszcze dalej na północ do Mompiche.

Mompiche  to rybacka wioska w sezonie opanowana przez hipisów. W jej okolicach znajdują się czarne plaże – do niedawna dzikie i podobno pełne ostryg, jednak niestety po odkryciu na nich złóż tytanu – uległo to zmianie.

Droga do Mompiche to droga wzdłuż przepięknej dżungli, przeplatanej uprawami kakaowca – szkoda, że tego owocu nie da się jeść prosto z drzewa

W Mompiche spędziliśmy pożegnalną noc nad Oceanem Spokojnym po której udaliśmy się w kierunku Mindo – rezerwatu ptaków w lesie mglistym. Niestety 50 km przed celem padł nam po raz drugi alternator. Niewiele się zastanawiając zmieniliśmy obrany cel na Quito gdzie była największa szansa naprawy auta.

Komentarze (1):

  1. Maria

    lip 14, 2019 o 19:18

    Kaju, piszesz fantastycznie i zdjęcia są super. Dzieci urosły. Miło Was widzieć. 😍😄😀pozdrawiam serdecznie.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *