W drodze do Limy

Po wizycie w Machu Picchu udaliśmy się w długą drogę do Limy. Dystans dzielący te miejscowości wynosi zaledwie 1309 km dłuższą drogą, ale nam jego pokonanie zajęło prawie tydzień. Jeśli jednak wybralibyśmy krótszą drogę – obawiam się, że wciąż nie dojechalibyśmy do stolicy Peru.

Posiadacz auta 4X4 zazwyczaj, nie obawiając się trudności terenowych, wybiera drogi najkrótsze. Ta z Santa Teresy do Limy wiedzie kawałek na północ, a dalej na południowy zachód przez Vilcabamba.

Przed udaniem się w podróż przeczytaliśmy na iOverlanderze (bardzo pomocnej aplikacji dla Overlanderowców) niepochlebne opinie o tej trasie. Nauczeni doświadczeniem zdobytym w drodze do PN Manu zasięgnęliśmy również języka u miejscowych, którzy powiedzieli nam, że jest to dzika droga, przy której mało kto mieszka, nikt nią nie jeździ i w razie problemów na trasie moglibyśmy im nie podołać. Ponieważ  nasze autko domagało się już od pewnego czasu serwisu – obraliśmy drogę dookoła. Wymagała ona wrócenie prawie do samego Cuzco i stamtąd kierowanie się do Limy przez Abancay. Przedłużało to naszą podróż o około200km, ale dawało poczucie większego bezpieczeństwa. Były również pozytywne strony tego wariantu trasy – mogliśmy po drodze odwiedzić pominięte wcześniej Saliny – tradycyjną „kopalnie” soli, w której w specjalnie wybudowanych (w systemie tarasowym) basenach prowadzi się krystalizację soli ze spływającej z gór słonej wody.

Jak się to później okazało, wybranie drogi okrężnej było świetną decyzją, gdyż tuż za Abancay padł nam alternator (dokładnie łożysko). Mieliśmy jednak dużo szczęścia, ponieważ stało się to nieopodal fajnego campingu, gdzie spędziłam z dziećmi przyjemny dzień, podczas którego Andrzej w odległym o kilka kilometrów duży mieście (Abanacy) sprawnie, skutecznie i tanio (30SOLi robocizna+12SOLi łożysko) załatwił naprawę popsutej części.

Od Abanacy pozostało nam zaledwie 3 dni drogi do Limy. Umililiśmy ją sobie odwiedzinami okolic Nazca – podziwiając pre-inkańskie grafitti czyli geoglify., oraz oazy położonej na pustyni piaskowej w okolicach miejscowości Ica.

Miłym zaskoczeniem była dla nas możliwość budżetowego zobaczenia geoglifów z wieży widokowej. Z pewnością nie było to tym samym przeżyciem, co oglądanie ich z pokładu samolotu, ale dla nas jedynym możliwym i satysfakcjonującym.

W Ice mogliśmy zobaczyć, kolejny już na tej wyprawie, nieznany nam wcześniej krajobraz – tym razem pustyni piaszczystej i znajdującej się na niej oazy. Chociaż chodzenie po rozgrzanych słońcem wydmach wymaga ogromnego wysiłku to zbieganie i turlanie się z nich rekompensuje włożony wysiłek.

Po wyjechaniu ze słonecznej Ici oczekiwaliśmy już tylko słonecznego wybrzeża Peru. Niestety, okazało się, że pora zimowa nie jest najlepszym czasem do odwiedzania tych terenów. Wszechogarniająca wilgoć, mgła i chłód towarzyszyły nam aż do północnych wybrzeży Peru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *