Wreszcie na trasie naszej wyprawy nadszedł czas na zwiedzanie „poważnych” zabytków cywilizacji inkaskiej. Cuzco to miasto dokument, które doskonale odzwierciedla trudną historię Peru. Widać tu dosłownie zderzenie cywilizacji, widać i czuć przelaną krew i upadek wielkiego Imperium.
Do miasta docieramy po wielu godzinach drogi z kanionu Colca. Drogi w Peru, choć nawet porządnie wyasfaltowane są kręte i zawsze jest jakiś podjazd albo zjazd. Nocujemy na kempingu, gdzie spotkać można wielu podróżników, ponieważ jest to jedyne takie miejsce w mieście. Miło jest spotkać po sąsiedzku Polaków, którzy również są w trasie. Nie ma ich tu w Ameryce Południowej wielu.
Idziemy w miasto i od razu uderza nas tłum turystów. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego otoczenia. Na naszej trasie raczej nie byliśmy do tej porty w tak popularnych miejscach. Cuzco stanowi bazę wypadową dla ludzi udających się do Machu Picchu, z Limy można tu dojechać w dwa-trzy dni lub dolecieć samolotem. Efektem tego jest spore zagęszczenie cudzoziemców oraz ciekawa infrastruktura w postaci McDonald’s oraz Starbucks’a. Przyjeżdżają tu w końcu dwa miliony turystów rocznie i muszą gdzieś jeść hamburgery i pić kawę!
Najbardziej szokującym dla nas zabytkiem Cuzco jest to, co Hiszpanie zostawili z najważniejszej inkaskiej świątyni – Coricanchy. Złoty Dziedziniec – tak w języku keczua się nazywała się świątynia słońca, najważniejsza świątynia Imperium, miejsce pochówku królów. Zbudowana z dokładnie dopasowanych bloków kamiennych konstrukcja, przetrwała niejedno trzęsienie ziemi. Ozdobiona niezliczoną ilością złota i kosztowności. Nie przetrwała najazdu Konkwistadorów, którzy obrabowali ją doszczętnie a następnie zamienili w klasztor Św. Dominika a to wszystko oczywiście w ramach szerzenia wiary. Stare mury zostały obudowane nowymi, ale w trakcie trzęsienia ziemi w 1950 klasztor częściowo zawalił się i odsłonił to, co zbudowano wcześniej. Dziś można podziwiać miejsca, gdzie stykają się stare i nowe ściany, gdzie nowa „lepsza” cywilizacja pokonała stare… w galerii malarstwa wisi nawet obraz, przedstawiający „oficjalną” wersję wydarzeń. Nie widać na nim rozlewu krwi, ale przedstawia konkwistadorów w otoczeniu braci misjonarzy, którzy „nawracają” Inków. Cóż. Hipokryzja… znamy ją skądś…
Kaja
cze 6, 2019 o 20:59
Dodam od siebie, że architektura tego miasta wywarła na nas spore wrażenie, odbyliśmy też kilka przyjemnych spacerów po mieście ciesząc się jego klimatem. Jednakże po przejechaniu już połowu Peru, wizytach w różnych jego większy i mniejszych miastach, miasteczkach, wsiach, prowincji….w Cuzco odniosłam nieodparte wrażenie, że nie jest to miasto w Peru. Jest tak odmienne od całej reszty tego pięknego kraju. Począwszy od tego jak wyglada,poprzez jego mieszkańców, kulturę, kuchnie, folklor (a raczej brak), organizaję ruchu i wiele innych. Jednym słowem w CUZO NIE MA PERU. Ciężko tu odczuć choć odrobinę klimatu tego kraju, poza wszechobecnymi kramikami z pamiątkami;)
Maria
lip 16, 2019 o 18:14
Ciekawe są te Wasze opowieści i zdjęcia. Pozdrawiam.