Po emocjonujÄ…cym dniu na Salarze docieramy do Uyuni okoÅ‚o poÅ‚udnia. Po 370km pustkowia od San Pedro de Atacama w koÅ„cu jakaÅ› “cywilizacja”. Samo miasto jednak nas nie urzekÅ‚o. Duży ruch, pyÅ‚ w powietrzu – maÅ‚o ulic ma asfalt, zgieÅ‚k od którego odwykliÅ›my. Za miastem jednak czeka na nas kolejna atrakcja – cmentarzysko parowozów. Jest to miejsce, o którym czytaÅ‚em jeszcze przed wyjazdem. Strasznie chciaÅ‚em je zobaczyć i obfotografować. Po upadku kopalni w okolicach Uyuni tabor kolejowy trafiaÅ‚ na bocznicÄ™ i tak zostaÅ‚. Do dziÅ› można podziwiać lokomotywy (a raczej to, co z nich zostaÅ‚o) w otoczeniu pustynnym pod Uyuni.
Postanawiamy zanocować obok bocznicy, aby iść na plener fotograficzny w złotej godzinie. W zachodzącym słońcu lokomotywy wyglądają jeszcze lepiej. Dzieci idą ze mną na plener. Cieszę się, że wkręcają się w fotografię i chcą ze mną robić zdjęcia. Mają tu też wyjątkowy plac zabaw. Zasypiamy znowu wcześnie bo zaraz po zmroku robi się chłodno. Jutro ruszamy w dalszą drogę w kierunku Parku Narodowego Sajama. W oddali słychać przejeżdżający pociąg. Jednak linia kolejowa nie do końca jest wymarła..
ByÅ‚a to, jak siÄ™ rano okazaÅ‚o, nasza pierwsza noc spÄ™dzona z dziećmi pod namiotem przy temperaturze poniżej zera. ByÅ‚o -5C, ale dzieci spaÅ‚y jak zabite w bieliźnie termicznej, cienkich polarkach, Å›piworkach z Decatchlonu i pod ciepÅ‚ym kocem, zakupionym w ostatniej chwili przed wjechaniem na Altiplano w Purmamace, w Argentynie. Nie wiemy, czy Decatchlon robi tak dobre Å›piwory, czy to nasze dzieci sÄ… tak zahartowane. Niestety rodzice marznÄ… pierwsi…

















