Jak „rzucić (prawie) wszystko i wyjechać w świat”?

Idea piękna, będąca często początkiem niesamowitych podróży, przy posiadaniu dzieci w wieku szkolnym i innych zobowiązań jest jednak zbyt romantyczna.

Są oczywiście rodziny, które sprzedają dom, samochody, zabierają dzieci ze szkoły i jadą bez perspektywy powrotu. Zazdroszczę im trochę tej lekkości, braku ograniczeń, pełnej wolności.

W żaden inny sposób dzieci nie naucza się tyle o świecie co  w czasie podróży. Skok umiejętności językowych, otwartość na świat, nauka geografii, kultury, historii w praktyce, a na koniec jedyna w życiu szansa na spędzenie z rodziną tak długiego czasu – to dopiero początek długiej listy korzyści z podróżowania z dziećmi.

Jest jednak druga strona medalu. Zabieramy dzieci z ”ich” świata – od kolegów, koleżanek, przyjaciół, wygodnego biurka umożliwiającego pracę nad kaligrafią, dobrej szkoły w której ćwiczy koncentrację i przestrzeganie reguł, a której ukończenie, da im możliwość wyboru co chcą robić w życiu.

Podróżowaniem, które jest „fochem” rodziców, nie możemy zmniejszać możliwości i szans rozwoju naszych dzieci. Trzeba więc to umiejętnie wyważyć i czerpać całymi garściami ze źródełka korzyści z podróżowania nie zaprzepaszczając szans, które nasze dzieci by miały w kraju, gdyby ich rodzicie nie byli tacy szaleni.

Pozostaje też nasze życie – mamy do kogo wracać do Polski i bardzo za nimi tęsknymi, chcemy odkryć świat, ale nie szukamy w nim nowej rodziny ani miejsca do życia. Chcemy mieć do czego bezpiecznie wracać. Ta perspektywa daje tez poczucie bezpieczeństwa naszym dzieciom – jest nasz dom, ich pokoje, łóżka, zabawki. W chwilach tęsknoty za przyjaciółmi i dziadkami marzymy sobie co będziemy robić tam po powrocie, kogo zaprosimy, czym się pobawimy. Nie mogliśmy go sprzedać.

Naszym subiektywnym zdaniem, na szczęście, nasze dzieci są w idealnym wieku dorealizacji takiego projektu – w momencie wyjazdu miały 5 i 8 lat – dało to nam naprawdę bardzo dużo możliwości spełnienia powyższych założeń.

Szkoła a podróżowanie – realizacja obowiązku szkolnego w podróży

Pomimo, że nasz Syn jest „ o rok do przodu” (poszedł do szkoły w wieku 6 lat) nie przyszło nam do głowy miganie się od obowiązku szkolnego, chociaż na pewno dało odrobinę psychicznego spokoju, że najwyżej ma ten rok zapasu. Na szczęście realizacja nauki wczesnoszkolnej (Antek jest w 3 klasie) nie przysparza w podróży zbyt wielu problemów. Z pewnością, gdyby był starszy i do tego Ewa również chodziłby już do szkoły – było by nam dużo ciężej.

Większość osób zastanawiających się nad nauką w podróży myśli – nauczanie domowe. Okazuje się jednak, że nie jest to jedyny sposób, a już na pewno nie najłatwiejszy, realizacji tego obowiązku.

Nauczanie domowe, coraz bardziej popularne w naszym kraju, wymaga od ucznia i rodziców spełnienia szeregu wymagań, m.in. uzyskania odpowiedniej opinii pedagogiczno-psychologicznej, zgody szkoły pod której opieką dziecko by pozostawało, zapewnienia odpowiednich warunków pracy „w domu” . Realizacja programu leży w obowiązku rodziców, a zaliczenie roku opiera się na zdaniu końcowego egzaminu z kilkumiesięcznej pracy – na samą myśl zdawania egzaminu z tak dużego zakresu wiedzy przechodzą mi ciarki.

Jest jednak drugi, w naszej opinii dużo prostszy, sposób – kształcenie na odległość.

Szczegółowe informacje można uzyskać na stronie Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji Za Granicą

http://www.orpeg.pl

Nauka w szkole prowadzonej w ramach działalności ORPEG odbywa się na podstawie Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie organizacji kształcenia dzieci obywateli polskich czasowo przebywających za granica (Dz. U. z 31 sierpnia 2017rok poz. 1648) oraz statusu ORPG. Jest to szkoła (w zasadzie szkoły – podstawowa i liceum), która daje możliwość dzieciom obywateli polskich, przebywających czasowo za granicą, realizacji obowiązku w dwóch programach:

– ramowym, obejmującym pełen program nauczania

– uzupełniającym, obejmującym wyłącznie kształcenie w zakresie języka polskiego i wiedzy o Polsce, stanowiącym jedynie uzupełnienie nauki prowadzonej w danym kraju w lokalnej szkole.

Nas oczywiście interesowała pierwsza opcja – nie planowaliśmy uczęszczania przez Antka do lokalnej szkoły. Nie oznacza to jednak, że w przypadku długoterminowego pobytu w danym kraju dziecko jest zwolnione z obowiązku szkolnego wynikającego z prawa lokalnego.

Zapisanie do szkoły nie wymaga żadnych dodatkowych formalności, opinii, zgód, jedynie złożenie podania wraz z świadectwem ukończenia ostatniego etapu nauki.

Realizacja programu odbywa się poprzez samodzielną (z rodzicami) naukę zgodnie z dostarczonymi podręcznikami, oraz podczas co-dwutygodniowych lekcji przeprowadzanych za pośrednictwem platformy internetowej. Poziom opanowania wiedzy i umiejętności weryfikowany jest podczas sprawdzianów, które uczeń pisze samodzielnie i przesyła się je w formie skanu do szkoły w wyznaczonych terminach.

Warunki uzyskania promocji do następnej klasy to:

– obecność na minimum połowie lekcji z każdego przedmiotu (w 3 klasie są dwa- angielki i edukacja wczesnoszkolna)

– złożenie terminowe wszystkich sprawdzianów i uzyskanie za nie pozytywnej oceny

Porównując więc wymagania tej szkoły a nauczania domowego – wybór był prosty.

Antek uzyskał już promocję do następnej klasy i patrząc na to z perspektywy tych kilku miesięcy – nie wymagało to zbyt dużej wysiłku. Jedynym problem był dostęp do Internetu w wyznaczonych przez szkołę terminach prowadzenia wirtualnych lekcji oraz często zmieniający się harmonogram zajęć. Poza tym szkoła niewymagała od nas dużego zaangażowania. Jednak nasza własna świadomość tego, że  Antek we wrześniu wraca do normalnej szkoły i nie może zaniżać poziomu, zmuszała nas do codziennej pracy. No prawie codziennej…

Praca

Oboje przed wyjazdem byliśmy „na etacie”. Początkowo planowaliśmy poprosić pracodawców o urlop bezpłatny, a w razie odmowy –„rzucić papierami”. Jednakże zupełnym przypadkiem dowiedzieliśmy się, że przysługuje nam jeszcze urlop wychowawczy. Można z niego skorzystać do końca roku, w którym dziecko kończy 6 lat (Ewa ma 6-te urodziny w czerwcu) w wymiarze ponad 30 miesięcy do podziału dla rodziców. Mogą z niego korzystać oboje rodzice jednocześnie. Pomimo, że jest to urlop bezpłatny to daje ubezpieczenie zdrowotne oraz perspektywę minimum 2 lub 4 miesięcy pensji po powrocie (nawet jeśli 2 września oboje dostaniemy wypowiedzenia).

Dom

Początkowo planowaliśmy wynająć nasze mieszkanie co byłoby sporym wsparciem finansowym. Ciężko jednak znaleźć najemców na tak krótki okres. Musiałby by to być również osoby zaufane – aby koszty późniejszego remontu nie przekroczyły korzyści z najmu. Przedwyjazdowe przygotowania były bardzo intensywne i nie udało nam się wygospodarować odpowiedniej ilości czasu na to, aby w pełni przygotować mieszka nie do wynajęcia (de facto wyprowadzić się z niego). W związku z powyższym mieszkanie puste czeka na nasz powrót. Mamy na szczęście mojego wspaniałego tatę, który czasem do niego zagląda na inspekcję oraz przyjaciół „z pierwszego piętra”, którzy również mają je na oku. Korzyść z tego taka, ze wracamy do mieszkania takiego jakie zostawiliśmy.

Na wyjazd wzięliśmy ze sobą nasz drugi dom – Land Rovera, który jest z nami już od kilku lat.

Jak widać nie rzuciliśmy wszystkiego i wyjechaliśmy. Staraliśmy się mniej więcej zabezpieczyć nasz powrót do rzeczywistości, choć i tak na pewno nie będzie łatwy…

Komentarze (5):

  1. Maciej

    cze 14, 2019 o 07:31

    Z edukacją domową nie jest tak źle, jak to przedstawiacie i polecam rozważenie tego rozwiązania.

    Uzyskanie opinii pedagogiczno-psychologicznej jest najmniej przyjemną czynnością związaną z ED, ale to przeważnie tylko 2 spotkania z psychologiem. Opinia wydana przez poradnię i tak nie ma znaczenia – musi tylko być.

    Zgoda szkoły pod której opieką dziecko by pozostawało jest prosta do załatwienia pod warunkiem wybrania odpowiedniej szkoły. Dyrektor wydaje zgodę, a opinię z poradni musi tylko mieć.

    Zapewnienia odpowiednich warunków pracy „w domu” – tego nikt nie sprawdza.

    Program realizujecie sami, ale jak tylko popatrzy się na podstawę programową, to w klasach 1-3 nie ma się czym przejmować. Najważniejsze jest, że to dziecko ma się uczyć, a nie wy nauczać dziecko.

    Egzaminy, pod warunkiem wyboru odpowiedniej szkoły, mogą być wręcz przyjemnością. Moje dzieci są zapisane do szkół u Sawickich i egzaminy nie polegają na wypytywaniu o najdrobniejsze szczegóły, ale na pokazaniu przez dzieci swoich pasji i swojej pracy.

    Jak chcecie się dowiedzieć więcej, to napiszcie.

    Odpowiedz
    • Kaja

      cze 19, 2019 o 01:11

      Z pewnością nauczanie domowe też byłoby możliwe przez nas do „załatwienia” (tak jak piszesz – bez dużych problemów), jednakże wymagało by więcej zachodu niż zaniesienie jednego podania do szkoły w dzielnicy obok.
      Nauczanie domowe to zupełnie inna koncepcja szkoły, która wymaga jednak odrobiny więcej zachodu oraz późniejszego innego sposobu uczenia się i zaliczania, ale przy dłuższej perspektywie kształcenia w ten sposób – dająca dobre efekty i satysfakcje. Nasza perspektywa to jednak tylko pół roku – od września Antek wraca do „tradycyjnej” szkoły. Wybraliśmy wiec rozwiązanie najmniej problematyczne.

      Odpowiedz
    • Kaja

      cze 19, 2019 o 01:15

      Wujku, bardzo, bardzo dziękujemy. Cieszą nas każde słowa wsparcia od Was. Wczoraj wyjechaliśmy już Peru i z nostalgią oglądaliśmy teledysk, który nam wysłałeś, wspominając to wszytko co widzieliśmy. Pozdrowienia dla Was wszystkich !

      Odpowiedz
  2. mario von jungingen IV

    cze 24, 2019 o 19:20

    można wysunąć wniosek, że prawo, społeczność, normy, obowiązki wynikające z przynależności do społeczności idą pad prąd życiu, albo inaczej, trzeba iść pod prąd aby żyć

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *